Właśnie dlatego, że Jola i Andrzej nie znali się na budownictwie, pełną garścią korzystali z doświadczeń innych. Szukali fachowych informacji, a potem konfrontowali je z opiniami użytkowników wziętymi z ich codziennej praktyki. Podejmując kolejne decyzje, wykazali się ostrożnością i dojrzałością. Dobierali tylko solidne, warte zastosowania materiały i instalacje. W efekcie mają wygodny, starannie zbudowany i wyposażony, rodzinny dom. Chcą w nim mieszkać również na emeryturze.
Wybór działki
Jola i Andrzej wykluczyli dłuższe niż dwudziestokilometrowe dojazdy do pracy. Oprócz tego działka musiała znajdować się w miejscowości z wygodną komunikacją autobusową i kolejową, aby córki mogły łatwo docierać do miasta. Małżeństwo przyznaje, że szybko poskromiło wybujały apatyt na dużą posesję. W 2010 r. ceny podmiejskich gruntów budowlanych zredukowały jej wielkość z wymarzonej hektarowej do niemal dziesięciokrotnie mniejszej. Do zapłacenia 375 000 zł za 1181 m2 ziemi przekonywały za to liczne jej zalety, w tym: komplet mediów, doskonały układ względem stron świata, kształt zbliżony do kwadratu, wreszcie – położenie przy niezabudowanym polu i na końcu wąskiej lokalnej ulicy.
– Kiedy znaleźliśmy tę działkę, od razu pojechaliśmy do gminy, żeby przejrzeć miejscowy plan zagospodarowania terenu – opowiada Andrzej. – Absolutnie musieliśmy sprawdzić, co jest przewidziane na sąsiednich gruntach i w wybranej miejscowości. Zakupu dokonaliśmy dopiero po ustaleniu, że znajduje się ona w strefie budownictwa jednorodzinnego do 10 m wysokości i chronionej przed obiektami przemysłowymi. Szkoda, że wtedy nie ustaliliśmy, jakiego rodzaju jest tam grunt i czy został zdrenowany. Zaraz po zdjęciu humusu pod wykopy fundamentów lał deszcz, a cała parcela zniknęła pod wodą. Na meliorację wydaliśmy z sąsiadami 12 000 zł. Wydatek zrekompensował nam bliski dostęp do mediów. Znajdowały się w ulicy albo już na działce, co sprawiło, że uzbrojenie budynku odbyło się bez problemów i zamknęło się w 10 000 zł.
Lilianna Jampolska